"Książeczka minimalisty" Leo Babauty, czyli kilka kroków do radykalnego minimalizmu
Sincerely Media / Unsplash

"Książeczka minimalisty" Leo Babauty, czyli kilka kroków do radykalnego minimalizmu

Karolina Halik

Szukając lektur o minimalizmie trafiłam na Leo Babautę, autora bloga zenhabits.net oraz licznych książek. Zaczęłam od wpisów online, które bardzo mi się podobały i do których często wracam. Następnie sięgnęłam po “Książeczkę minimalisty. Przewodnik szczęśliwego człowieka”. Wbrew tytułowi nie jest to przewodnik, ale raczej seria wskazówek w dwudziestu dwóch rozdziałach, co zaznacza sam autor. I, niestety, bardziej radykalnego niż szczęśliwego człowieka. Rozumiem, że to nie musi się wykluczać. Zaskakuje mnie jedynie bezwzględność w kilku kwestiach poruszanych przez autora, do czego wrócę pod koniec wpisu.

Prosto o prostocie

“Książeczka minimalisty” jest napisana prostym, a nawet potocznym językiem. Liczy sobie blisko stu stron, więc czyta się ją dość szybko. Jej rozdziały są krótkie i odnoszą się do konkretnych tematów, aby później łatwo dało się odnaleźć interesujący nas fragment. Autorowi zdarza się ironizować (jak na minimalistę przystało – z umiarem) i generalizować. Bardzo często podkreśla on, że tylko od nas zależy zakres wprowadzanych zmian i że nie należy robić tego obsesyjnie.

Główna część lektury zaczyna się od zdefiniowania minimalizmu przez Babautę. Mężczyzna, jak zaznacza już w pierwszych zdaniach, odrzuca wszelkie zbytki, pragnienie posiadania więcej, nadmierną konsumpcję, bałagan. Jak twierdzi, lubi za to spędzać czas z rodziną, a znaczną część dnia zajmuje mu praca. Wskazuje też zasady minimalizmu, wśród których wymienia rezygnację ze zbędnych rzeczy, wskazanie tego, co najważniejsze, robienie i zachowywanie tylko tych przedmiotów, które są tego warte, wypełnianie życia radością i nieustanne nanoszenie poprawek. Idąc tym tropem podpowiada początkującym “jak zostać minimalistą”. Jak zrobiłby to Leo Babauta?

Przede wszystkim uświadomiłby sobie, że ma wystarczająco dużo. Uważa, że to właściwy punkt wyjścia, a kupowanie i gromadzenie rzeczy wynika z niezadowolenia oraz chęci ulepszania życia. Autor skłaniałby się również do czerpania radości z działania, a nie z posiadania. Zacząłby świadomie powstrzymywać się od gromadzenia dóbr, robiąc miejsce na to, co naprawdę się liczy. Jako przykładowe rzeczy, które mógłby odrzucić, wskazuje samochód, mięso, wiele ubrań i duży dom. Wdrażając minimalizm, uprościłby również swój plan dnia. Pozbył się nadmiernych zobowiązań zawodowych i osobistych, oczyścił terminarz, odrzucając zbędne zebrania i spotkania, a także skrócił swoją listę spraw do załatwienia. Babauta pomału zmieniałby wszystko, co robi, ponieważ minimalizm to proces, na który składa się wiele czynników.

Sprzątaj, wyrzucaj i odrzucaj

Jak każdy szanujący się minimalista, Babauta nie mógł pominąć tematu bałaganu ;)

W końcu “bałagan jest dla minimalisty zabójczy. Minimalista pozbędzie się zbytku i zadowoli się ascetycznym pięknem”. Aby zminimalizować ryzyko, mężczyzna podaje kilka recept na zapanowanie nad domową i biurową przestrzenią. Są one użyteczne i łatwe do wdrożenia.

Babauta zwraca również uwagę na porządek w środowisku komputerowym. Skupia się na czystym pulpicie, dobrze prowadzonych katalogach oraz prostych narzędziach. Jak twierdzi – to pozwala skoncentrować się na najważniejszym, czyli tworzeniu.

W kwestii pracy mężczyzna również zwraca uwagę na to, że sam korzysta z produktów wyłącznie cyfrowych i eliminuje papier na tyle, na ile jest to możliwe (z digitalizacją zasobów na czele).

W porównaniu do kwestii związanych z porządkami propozycje Babauty dotyczące podróżowania, odzieży i pielęgnacji wydają mi się zaskakująco radykalne. Mężczyzna zgolił głowę, aby móc używać mniej kosmetyków. W podróże zabiera po dwie sztuki bielizny i je pierze (czy aby na pewno o to chodzi w wakacyjnym wypoczynku lub służbowych wyjazdach?). Nie mniej radykalny jest w kwestiach zdrowotnych, ponieważ wystawia diagnozę większości społeczeństwa i zaleca jeść oraz ćwiczyć mniej. Czy na pewno słusznie?

Jedyny rozdział, co do którego nie mam większych wątpliwości, to ten o finansach. Co więcej, nawet skorzystałam z zawartych w nim porad. Babauta przywołuje tam listę trzydziestodniową, narzędzie, które pozwala oszczędzić czas i pieniądze w niecodzienny sposób. Jak ono działa? Każdą zbędną rzecz, którą chcę kupić, zapisuję na liście i oznaczam datą. Jeśli po trzydziestu dniach nadal chcę ją mieć, to dopiero wtedy wybieram się na zakupy. Drugą radą wartą adaptacji jest założenie funduszu na nieprzewidziane sytuacje i systematyczne odkładanie pieniędzy na tym rachunku. Z pełną świadomością odrzuciłam natomiast korzystanie z gotówki i wydaje mi się, że mam ku temu uzasadnione powody (np. korzystanie z kart wielowalutowych przy częstych podróżach).

Radykalny minimalizm w życiu osobistym

Jeśli poprzednią część uważam za dość płytki opis minimalizmu, który dotyka zaledwie kwestii materialnych, to kolejne rozdziały wzbudziły we mnie niechęć do autora.

Rozdział poświęcony życiu z dziećmi zaczyna on od sprowadzenia pociech do twórców bałaganu, komplikacji i “uniemożliwiania całkowicie minimalistycznego stylu życia”. Wstęp do części o relacjach natomiast rozpoczyna podziałem na klub minimalistów i tych, którzy są poza nim – zbieraczy, bałaganiarzy i zwyczajnych ludzi, których minimalizm nie obchodzi, a “luksusem” nazywa możliwość życia samemu i nieprzejmowanie się cudzymi przyzwyczajeniami i upodobaniami. Dalszą część jego rozważań i porad pozostawię bez komentarza.

Po tej lekturze jednego jestem pewna – chociaż sama wypracowuję sobie podejście do minimalistycznego życia, to zdecydowanie nie mogę być minimalistką w rozumieniu Leo Babauty.

Książeczka Minimalisty. Prosty przewodnik szczęśliwego człowieka, Leo Babautaksiążka, audiobook (linki afiliacyjne)