Rabbit holes. 6 tematów, które ostatnio mnie wciągnęły
Albo 6 rzeczy, które wciągnęły mnie na dłużej, niż powinny – ale wyszłam z nich mądrzejsza (chyba)
Nie wiem, kiedy minęło prawie dziewięć miesięcy od ostatniego wpisu. I w sumie nie wiem, co się w tym czasie wydarzyło, choć było tego dużo. Gdy zaczęłam zbierać tematy, które mnie wciągnęły – jeden po drugim, bez ostrzeżenia – to nagle złożył mi się z tego całkiem klarowny obraz – rabbit holes mojego mózgu. I, spoiler, nie był to spokojny spacer po powierzchni.
Rabbit hole to temat, który tak bardzo wciąga, że tracisz poczucie czasu, otwierasz 27 kart w przeglądarce i nagle jesteś ekspertem od hodowli węży w Mongolii, mimo że zaczęłxś od sprawdzania przepisu na gofry.
Nie zliczę, ile razy wpadam w te pułapki, choć doskonale wiem, jak to działa. I szczerze? Nie żałuję (tym razem).
Neurospicy produktywność
Spędziłam ogrom czasu na temacie narzędzi i metod organizacji. Na początku były to niewinne przygotowania pod bazę wiedzy, a później wsiąkłam w szukanie optymalnych połączeń, synergii. Ale też w sprawianie sobie jak najwięcej funu z robienia rzeczy bez toksycznie hustlerskich naleciałości.
Nietoksyczna produktywność z uwzględnieniem indywidualnych i zmiennych potrzeb pozwoliła mi na dowiezienie wielu projektów, ale też troskę o siebie w tym procesie. Coraz bardziej doceniam możliwość robienia rzeczy w zgodzie ze swoim rytmem i w komforcie, bez zbędnej presji.
Narzędzia i metody projektanckie
W przerwie od tematów okołoproduktywnościowych wciągnęłam się w mój kolejny klasyk, czyli projektowanie. Szkicowałam, ankietowałam, tworzyłam, testowałam. Poszerzałam horyzonty i zdobywałam nowe skille. Znów poczułam frajdę z robienia rzeczy, nawet wiedząc, że są nieidealne i że czekają mnie długie godziny spędzone nad mniejszymi i większymi poprawkami. Ta radość i poczucie, że dalej potrafię, dodały mi otuchy i energii do kolejnych działań. Przyznam, że długo opierałam się tym myślom.
Spoiler Roulette
Dla oderwania od codziennych projektów zbudowałam (V I B E C O D E'owałam) bardzo złośliwą appkę. Wydarzyło się to w ramach dwutygodniowego hackathonu AI Creative Challenge. Przeprokrastynowałam 12 dni, by w 48 godzin postawić glitchcore’ową aplikację do generowania spojlerów filmów. Bo kto nie potrzebuje odrobiny entropii podczas wieczorku filmowego?
Tu zmierzyłam się z zupełnie nowym tematem, nowymi wyzwaniami technicznymi, nowymi narzędziami i poczułam ogromną dumę, że udało się i dałam radę. Nie jest to najpraktyczniejsza rzecz, jaką zrobiłam w życiu, nie wygrałam nią hackathonu, ale ma specjalne miejsce w moim serduszku.
Lotnictwo
Samoloty, tak jak projektowanie, regularnie wracają do mojego repertuaru. Zdecydowanie jest to mój comfort topic. Tym razem stało się to za sprawą appki SkyCards od Flightradar24. I nagle… znowu przepadłam. Już nie tylko mogę oglądać samoloty, ale również je łapać. Jest to bardzo prosta aplikacja, która daje dużo lekkiej i przyjemnej rozrywki dla zabicia czasu (albo bardzo ten czas pożerająca).
Podróże
W tym ponadpółroczu podróże były i realne, i mentalne. Zmieniałam kontekst, przestrzeń, otoczenie. I łapałam się na tym, jak dużo można dowiedzieć się o sobie, gdy zmienia się coś pozornie nieistotnego. Poznałam nowe rzeczy, dałam sobie komfort, pozwoliłam sobie na eksploracje granic i wychodzenie poza utarte schematy. No i na dziecięcą ciekawość, z jaką oglądałam nowe miejsca, nawet jeśli to uliczka kilka kilometrów od domu.
Metaorganizacja własnych projektów
Ten rabbit hole był wyjątkowo głęboki. I bardzo potrzebny. Było intensywnie. Ale też uwalniająco. Bo nie zawsze trzeba wiedzieć od razu. Czasem wystarczy wiedzieć, jak chcesz się czuć z tym, co robisz.
Ja czuję, że jeszcze nie napisałam ostatniego słowa na tej stronie. Chociaż bloguję od 9 lat, regularnie moje treści czyta niewielka grupka osób i tak chcę to robić. Ostatnio znów bardzo mocno doświadczyłam wielu ciepłych emocji płynących z tego, że moje działania przydały się komuś, pomogły w czymś albo dały komuś komfort. Właśnie takie sytuacje przekonują mnie, że warto.
Ale też czasem warto pożegnać niektóre projekty, by zrobić przestrzeń na inne. Tak stało się z projektem – nazwę go bardzo oryginalnie – A, który przekazałam w ręce pewnej osóbki, oraz z projektem B, w który nadal wierzę, ale będę rozwijać go w innej formie i w innej strukturze. Bardzo długo zbierałam się do tego, głównie przez niepewność i brak odwagi, ale uważam, że to bardzo dobra decyzja, która przyszła do mnie w dobrym momencie.
Każdy z tych tematów wciągnął mnie bardziej, niż planowałam. Ale też każdy pozwolił coś zrozumieć, stworzyć albo… odpuścić. I to odpuszczanie, jak zwykle w moim przypadku, okazało się najtrudniejsze, ale i niesamowicie satysfakcjonujące.