Wyzwania, które warto podjąć w nowym roku
Dominik Schröder / Unsplash

Wyzwania, które warto podjąć w nowym roku

Karolina Halik

Nie jestem fanką postanowień noworocznych. Robiłam je całe dwa razy. Nic z nich nie wyszło. Skuteczniej wychodzi mi robienie planów, które mają wyznaczony konkretny termin lub zakres czasu, w którym powinny zostać zrealizowane. Najlepiej, jeśli nie są one wielomiesięczne, a kilkudniowe lub kilkutygodniowe. Jak w grudniu lubię zamknąć wszystkie zaległe tematy, tak styczeń zwykle poświęcam na uporządkowanie i zaplanowanie kolejnych spraw*.

W minionych latach bardzo dobrze sprawdziły mi się trzydziestodniowe wyzwania, które zaczynałam 2 stycznia. Czemu nie magicznego pierwszego? Ten dzień lubię spędzić spokojnie. Wyspać się, zacząć od dobrej kawy, poczytać książkę, wyjść na długi spacer, medytować. Żadnych siłowni, biegów, pisania, rysowania. Nic intensywnego ani zawodowego. Dzięki temu drugiego stycznia z pełną mocą startuję z dwoma wyzwaniami, które krótko omówię poniżej, a zainteresowanych tematem odeślę do źródeł eksplorujących temat.

Instagram - @andrewtneel | Donations - paypal.me/AndrewNeel
Andrew Neel / Unsplash

Na drodze do minimalizmu

Początkowo styczeń zaczynałam od drobnych porządków. Robiłam to dość intuicyjnie. Na każdy dzień planowałam sobie posprzątanie półki, szuflady, pudełka lub koszyka i poświęcałam temu od kilku minut do kilku godzin. Rzeczy zbędne lub zniszczone wyrzucałam, odkładałam do oddania albo odsprzedania, a te, z którymi nie byłam pewna co zrobić, wrzucałam do jednego koszyka (zwykle kończyło się tym, że po kilku tygodniach i tak pozbywałam się ich, ale stopniowe rozstanie było lżejsze np. w przypadku pamiątek).

Kiedy w moim otoczeniu było mniej rzeczy, do porządkowanych miejsc dokładałam dyski twarde, playlisty, skrzynkę mailową, czytniki RSS, Pocketa, media społecznościowe. W kolejnym kroku na liście pojawiły się również notesy, planery i kalendarze, także wirtualne. Regularne sprzątanie doprowadziło do tego, że planując porządki na styczeń 2016 roku, w trzydziestodniowym planie pojawiło się mnóstwo wolnych slotów. Przeszukałam wówczas internet w poszukiwaniu podpowiedzi, jak inni podchodzą do tego tematu.

Trafiłam wówczas na trzecią edycję Wyzwania Minimalistki na blogu Simplicite, gdzie autorka przeznacza trzy tygodnie na uproszczenie życia i zachęca do tego innych. Co więcej — w jednym ze wpisów dzieli się bogatą listą wyzwań. Warto zwrócić uwagę na to, że proponowane przez nią zadania dotyczą nie tylko sfery materialnej. Nie planuję tworzyć własnej wersji Wyzwania, dlatego odsyłam do dalszej lektury — wpisów Simplicite o dotychczasowych edycjach: pierwszej, drugiej i trzeciej.

Drugą inspiracją natomiast był A Month of Minimalism znaleziony na blogu The Minimalists. Przez cały miesiąc w kanałach społecznościowych chłopaków pojawiały się wskazówki dotyczące minimalistycznego życia. W dużej mierze one również wykraczały poza sferę materialną oraz dodatkowo angażowały bliskie osoby do wspólnego udziału. Spośród wskazówek szczególnie urzekło mnie Scanning Party polegające na wspólnym porządkowaniu zdjęć. Każdego zachęcam do zapoznania się z listą wskazówek i zaadaptowania przynajmniej kilku z nich. Mnie do gustu przypadły zasady 20/20, wypożyczania/wynajmowania rzeczy, a także unikania wyprzedaży. Głównie dzięki nim przeprowadzki stały się niesamowicie proste i lekkie, a myśl “nie mam się w co ubrać” odeszła w zapomnienie.

Follow us over on Instagram @twinsfisch #fischertwinsphotography. Please tag us when using our photo. Thanks!
Isabella and Zsa Fischer / Unsplash

Cyfrowa dieta

Drugim sposobem, który porządkuje wiele kwestii, jest cyfrowa dieta. Przez 30 dni ograniczam korzystanie z dobrodziejstw technologicznych do niezbędnego minimum. Odkładam na półkę elektroniczne narzędzia. Ze smartfona i komputera korzystam tylko w celach zawodowych i do niezbędnej komunikacji. To wyzwanie łączy się również z poprzednim — w ciągu 30 dni wyznaczam sobie czas na sprzątanie wirtualnej przestrzeni.

Porządkuje albumy ze zdjęciami, foldery z plikami graficznymi i tekstowymi, skrzynkę mailową, kalendarze, listę stron w Feedly, artykuły w Pockecie, playlisty, książki na Kindle’u. Chociaż pierwsze porządki mogą przerażać (tak było w moim przypadku — nie było łatwo przebrnąć przez blisko 1TB plików i drugie tyle zdjęć), to kolejne są już o wiele lżejsze. Szczególnie kiedy wyrobi się nawyk regularnego lokowania plików w przeznaczonych do tego miejscach, zamiast wyrzucać je na pulpit z nazwą składającą się z losowych znaków.

Tu również polecam oddać się dodatkowej lekturze, chociaż zanim odkryłam “The Digital Diet” Daniela Sieberga do tego wyzwania także podchodziłam intuicyjnie. Lektura odrobinę uporządkowała moją wizję cyfrowego życia. Podobnie jak w A Month of Minimalism zaadaptowałam część zadań zgodnie ze swoimi potrzebami i regularnie je powtarzam. Sama książka nie jest wybitnie napisana, ale warto zerknąć i przemyśleć swoje podejście do cyfrowych narzędzi, a może nawet przekonać się do wspomnianych w niej rozwiązań analogowych.

To pierwszy wpis, w którym krótko opowiadam o minimalizmie i produktywności. Niebawem pojawi się ich więcej. Jeśli masz propozycję tematu lub sugestię dotyczącą rozwinięcia czy wyjaśnienia powyższego artykułu, napisz do mnie: czesc@karohalik.pl

*Uważam, że na podjęcie tego typu wyzwań każdy miesiąc, tydzień czy dzień może być dobry. Dla mnie obecnie jest to lipiec, bo zwykle zawodowo jest to jeden z mniej intensywnych okresów w roku.


Moje sposoby nie są jedynymi właściwymi metodami na samoorganizację – jeśli chcesz je poznać, zajrzyj do kategorii produktywność i potraktuj jako inspiracje do poszukiwań własnego systemu.