Online/offline. Internetowy detoks
Maddi Bazzocco / Unsplash

Online/offline. Internetowy detoks

Karolina Halik

Internet towarzyszy nam niemal w każdym aspekcie życia. Od rana do nocy jesteśmy do niego podłączeni, a mimo to nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy ma on jednoznacznie pozytywny bądź negatywny wpływ na nas. Jak zatem działa na nas odłączenie od sieci?

Przebodźcowanie social mediami

Media społecznościowe sprawiają, że szybko konsumuję, męczę, a w rezultacie przebodźcowuję się, bombardowana kolorami, animacjami, filmami, dźwiękami. Z jednej strony dopada mnie FOMO (fear of missing out — obawa, że coś mnie ominie, powodująca ciągłe scrollowanie internetu), z drugiej czuję potrzebę odpoczynku. Po kilku latach bardzo intensywnego używania wyłączyłam się z większości mediów społecznościowych. Na Facebooku nie publikowałam ponad 2 lata, Twitter od ponad roku leży niemal nieużywany, Instagram i Quora ledwie mnie pamiętają. Tumblr już dawno zapomniał, a LinkedIn przypomina sobie raz na kilka miesięcy, by podesłać nietrafioną ofertę.

W tym zmęczeniu i przebodźcowaniu nie jestem sama. Razem ze mną są przedsiębiorcy, którzy “są pod mailem” 7 dni w tygodniu, osoby pracujące w agencjach, mediach, zespołach komunikacji czy marketingu, a także wielu influencerów. Budzimy się z telefonem przy łóżku, śniadanie jemy z facebookiem, pracę zaczynamy, przerywamy i kończymy mailami, zasypiamy z instagramem. Online robimy już prawie wszystko, prawie całą dobę. Bardzo obrazowo pokazuje to Jonathan Crary w książce “24/7. Późny kapitalizm i koniec snu”.

Crossed hands
Giulia Bertelli / Unsplash

Co ma kapitalizm do bycia online?

Ta lektura to (słuszny) rant na kapitalizm, a jednocześnie smutny opis pozycji człowieka w świecie. Crary nie pozostawia nam złudzeń, że jest dobrze. Już w pierwszych akapitach dowiadujemy się, jak kapitalizm z dekady na dekadę kolonizuje kolejne obszary naszego życia. W imię postępu, wydajności i zysku najpierw uległ mu przemysł i praca, potem sfera codzienności i odpoczynku, co dokonało się za pośrednictwem radia i telewizji, a wreszcie — sieci komunikacyjnych, dzięki którym sami staliśmy się towarem, cennym zbiorem danych, który można sprzedać.

Dzięki technologiom przyswajamy nowe nawyki i działania, których celem jest kontrola i ukierunkowanie naszych działań na konsumpcję. Tracimy natomiast czas i minuty (a teraz nawet godziny) cennego snu, ponieważ, jak zauważa Crary, śniący nie zarabia i nie konsumuje. Zanika również granica między czasem prywatnym i zawodowym, pracą i konsumpcją, a najbardziej doceniane i nagradzane jest nieustanne zaangażowanie, interakcje, komunikacja, reagowanie i przetwarzanie danych. Sen wydaje się ostatnim antykonsumpcyjnym bastionem, jednak jego pozycja jest bardzo zagrożona — zwiększa się grupa osób, którzy budzą się co najmniej raz w nocy, aby sprawdzić powiadomienia.

Najgorsze w tym wszystkim wydaje mi się to, że Facebook i Instagram (Meta) zdają sobie sprawę z tego, jaki zgotowali nam los. Szkodliwość niektórych produktów i działań została zauważona i potwierdzona wewnątrz struktur — The Wall Street Journal ma całą sekcję poświęconą “the facebook files”, a prawdopodobnie to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Co daje odłączenie się od sieci społecznościowych?

Skoro nie możemy jednoznacznie stwierdzić, jaki wpływ mają na nas media społecznościowe, podobnie będzie z detoksem. Dla jednych odpoczynek będzie czasem regeneracji, odłączeniem od nieustającej pracy. Inaczej podejdzie do tego osoba, która używa sociali jedynie do tego, by utrzymywać kontakt z bliskimi, zwłaszcza w trudnych momentach izolacji.

Warto już na początku zaznaczyć, że rezygnacja z używania mediów społecznościowych nie musi być stała. Może przybierać formę okresowych przerw pozwalających utrzymać rozsądny balans.

Niewątpliwą zaletą nawet czasowego odłączenia jest odpoczynek od technologii i szumu informacyjnego. Umożliwia to pobudzenie kreatywności i naładowanie baterii, a w dalszej perspektywie — podniesienie efektywności, poprawienie koncentracji i ogólnego samopoczucia1. Przebodźcowani i zabiegani wbrew pozorom nie jesteśmy produktywni.

Bycie offline jest okazją do pielęgnacji własnej przestrzeni, zastanowienia się, co jest nam dalej potrzebne, a z czego możemy zrezygnować. To również kroki do znalezienia równowagi i zachowania zdrowego balansu. Social media detoks jest szansą na odzyskanie czasu, który gubimy podczas sięgania po telefon i reagowania na wszystkie powiadomienia — kiedy nie sięgam co kilka chwil po któryś ekran, offline’owe rozrywki dają mi dużo więcej frajdy.

Ryoji Iwata / Unsplash

Na czym polega internetowy detoks i jak go przeprowadzić?

Jeśli spodziewasz się recepty na dobrowolny detoks, od razu uprzedzam — nie ma jedynego słusznego sposobu. Możesz wybrać spośród kilku propozycji taką, która najlepiej pasuje do twojego trybu życia.

Dzienne mierzenie i ograniczenie social mediów, maila oraz przeglądania newsów

Na początek może być to godzina dziennie, a później ten czas można skracać i dopasować do własnych potrzeb. U mnie sociale znalazły swoje miejsce w porannej i popołudniowej 10-minutowej rutynie w Tiimo, chociaż nie zawsze wykonuje te punkty — posty “pracowe” planuję zazwyczaj w bufferze, żeby uniknąć facebookowego i linkedinowego feedu.

Dodatkowo ograniczyłam czas na korzystanie ze stron i aplikacji, by po jego upływie zostały one zablokowane do północy. Można połączyć to z trackowaniem czasu przez aplikacje, by sprawdzić, ile faktycznie pochłania nam ta społecznościowa czarna dziura.

Istnieje wiele aplikacji trackujących czas spędzany przed ekranami — dla mnie liderami są RescueTime i Timing App. W połączeniu z trybami skupienia i czasem ekranowym na iPhonie dokładnie mogę mierzyć i zapobiegać znikającym minutom.

Odstawienie telefonu i komputera na 24 godziny

24 godziny to dobry czas, by zregenerować się i odpocząć od pracy, maili, połączeń i newsów. Firma nie upadnie, kiedy nie odpowiesz na kilka wiadomości od razu, za to twoi bliscy i znajomi ucieszą się z czasu spędzonego z tobą. A jeśli nie spotkania towarzyskie, to czas z pewnością umilą ci książki, spacery czy inne aktywności poza sieciami społecznościowymi. (A jest ich całe mnóstwo! Na mojej liście są m.in. budowanie z LEGO, kaligrafia, pielęgnacja roślin.)

Wyjazd na weekend/tydzień bez urządzeń

Obecnie moje największe marzenie — domek na odludziu, z brakiem zasięgu, zapasem dobrej kawy, herbaty, ładnym widokiem i ciepłymi kocykami — prawdziwie regeneracyjny weekend. Jeśli nie przekonuje cię odłączenie od sieci w ciągu tygodnia, właśnie weekend offline może być niezłą alternatywą. Albo tydzień — taki miniurlop.

30 dni bez social mediów

Jeśli przeraża cię miesiąc bez używania mediów społecznościowych, spróbuj od 30 dni bez publikowania i reagowania na posty. Po odzwyczajeniu od postowania i lajkowania łatwiej przyjdzie ci podjąć decyzję o odłączeniu, a w konsekwencji audycie swojej obecności w internecie.

Dla mnie pierwszy krok był cholernie trudny, ale i satysfakcjonujący. Dziś feed w socialach traktuję czysto biznesowo, a z wiadomościami prywatnymi mam love/hate relationship i setki nieprzeczytanych (ciągle obiecuję sobie, że wreszcie na nie odpowiem).

Cyfrowa dieta czy detoks?

O tym, jak robić sobie detoks, powstała nawet książka. “The Digital Diet” została przeze mnie opisana w artykule Wyzwania, które warto podjąć w nowym roku (i nie tylko). Daniel Sieberg rekomenduje 4 etapy oczyszczania: Re: Think, Re: Boot, Re: Connect i Re: Vitalize. Autor uważa, że “program ten umożliwi rodzinom lepszą komunikację, pracownikom większą produktywność, a przyjaciołom pozostanie w kontakcie.” Sieberg poprzez wskazówki zawarte w tej książce chce nauczyć nas, jak zarządzać i wykorzystywać technologię w naszym życiu na naszą korzyść, nie pozwalając jej kontrolować nas.

Ja właśnie przygotowuję się do swojej przerwy od internetu. Daj mi znać, jeśli masz ochotę dołączyć!

24/7. Późny kapitalizm i koniec snu, Jonathan Craryebook (link afiliacyjny)


Moje sposoby nie są jedynymi właściwymi metodami na samoorganizację – jeśli chcesz je poznać, zajrzyj do kategorii produktywność i potraktuj jako inspiracje do poszukiwań własnego systemu.